A teraz film, dość... nietypowy jak dla mnie. Niestety przymus i chęć bycia miłym sprawiły, że dobrowolnie zostałem zmuszony do jego obejrzenia. Komedie romantyczne nie należą do moich ulubionych ale... cóż... w każdym twardzielu tkwi nutka romantyzmu ;)
"Kłopoty z blondynką" czyli Amerykańska ekranizacja powieści Ho-sik Kima. Cóż... fabuła, jak to przystało na komedie romantyczne raczej nie zaskakuje. Nie mam rozeznania w tego typu produkcjach, ale chyba kilka ciekawych nowych elementów się pojawiło. Wszystko jednak w dość oklepanym całokształcie.
Młody chłopak, student, bez większego doświadczenia z kobietami (nie to co jego przyjaciel;), chcący zadbać o swoją karierę dowiaduje się o śmierci kuzyna. Udaje się na spotkanie z ciotką, która ma zamiar przedstawić mu jakąś dziewczynę.
W drodze jednak na spotkanie, na stacji metra dochodzi do pewnego incydentu. Otóż pewna urocza blondynka, po znacznej dawce alkoholu (jak się okazało później jest fanką tequili), przechyla się przez barierkę tuż przed nadjeżdżającym pociągiem...