No i stało się. Tak długo oczekiwany film Ridleya Scotta zawitał na ekrany kin. Nawet ja postanowiłem podnieść swoje zwłoki z wygodnej kanapy i udać się przed znacznie większy ekran. I to do tego w 3D!
No to może najpierw pokrótce o akcji filmu.
Pierwsza scena wprowadza nas w świat obcej cywilizacji... a w zasadzie poznajemy jednego z jej przedstawicieli, który w akcie samozagłady, po wypiciu dziwnej substancji daje początek życiu na Ziemi. Głównych bohaterów: dr. Shaw i Davida poznajemy podczas badań w jaskiniach w jakiś niedostępnych górzystych terenach. Odnajdują na ścianach malowidła sprzed wieeeeelu tysięcy lat ukazujące tajemniczy układ słoneczny. Okazuje się, że taki sam układ jest znajdowany w malowidłach różnych, niezwiązanych ze sobą starożytnych kultur. Jest to impulsem dla szefa pewnej firmy, by wyłożyć biliony dolarów na kosmiczną wyprawę w poszukiwaniu... Inżynierów. W tym celu wybrano różnych specjalistów w poszczególnych dziedzinach naukowych, powiadamiając ich o celu podróży dopiero po przybyciu do celu. I oto są na miejscu... a przed nimi szereg tuneli, komnat, topniejących wazonów, ciał humanoidalnych stworzeń... i kilka nawiązań do serii Obcego. Po dość krótkim czasie okazuje się jednak, że miejsce to wcale nie jest siedzibą stwórców ludzkości, a raczej bazą wypadową dla jej zagłady....